Jedziemy na mistrzostwa świata w Rosji. Super! Trzeba jednak postawić jedno ważne pytanie – co będziemy chcieli osiągnąć na przyszłorocznym mundialu?
Nasza kadra jest niczym piłkarski kameleon. Potrafi się błyskawicznie zmienić z futbolowego kilera, w drużynę słabiutką, która nie potrafi się bronić. Wczoraj wystarczyły trzy minuty, aby gracze Czarnogóry strzelili nam dwie bramki. Przy remisie 2:2 serducha zaczęły mocniej bić.
Na szczęście, mamy Roberta Lewandowskiego. Nasz skarb narodowy. To piłkarski geniusz, bez którego pewnie walczylibyśmy z Rumunią o czwarte miejsce w grupie. Nasz kapitan to nie tylko klasa na boisku. On doskonale potrafi zwrócić uwagę na to co trzeba poprawić przed wyjazdem do Rosji.
– Nie wiem, czy koncentracja przez 90 minut to dla nas za dużo? Zbyt wcześnie myślimy, że jest już po meczu. To są detale, które na tym najwyższym poziomie decydują o wyniku. Zamiast strzelić trzecią bramkę lub spokojnie dograć z tym 2:0, fundujemy sobie nerwy w końcówce – powiedział Lewy.
I bardzo dobrze, że padają takie słowa. Fajnie, że możemy się cieszyć z sukcesu, bo sam awans na mistrzostwa to wielka sprawa. Ale już teraz trzeba myśleć co zrobić, aby w końcu gra kadry w defensywie przypominała tę z EURO 2016.
Doskonale pamiętam jak 16 lat temu, tuż po wywalczeniu przepustek na mundial w Korei, świętej pamięci Paweł Zarzeczny napisał na pierwszej stronie Przeglądu Sportowego „Panowie, jeszcze nie czas na lizanie się po fiutach!” I miał racje. Do Azji nasza drużyna poleciała bez planu, bez pomysłu. Skończyło się na szybkich trzech meczach. Oby teraz Adam Nawałka nie popełni tego samego błędu pychy!