Co za zamieszanie! Wciąż nie wiadomo gdzie w przyszłym sezonie zagra Andres Iniesta. Jego transfer do Chin został wykluczony. Opcja numer dwa, czyli wyjazd do Japonii także stoi pod dużym znakiem zapytania.
To był chyba jeden z najbardziej wzruszających momentów meczu Barcelony z Realem (2:2). W drugiej połowie tego klasyku, schodzący z boiska Iniesta przekazał opaskę kapitańską Leo Messiemu. W tej emocjonalnej chwili, legenda Blaugrany powiedziała do Argentyńczyka: – Trzymaj Leo, kocham Cię!
I to jest właśnie cały Iniesta. Człowiek, który latami budował legendę na Camp Nou, teraz kończy swoją przygodę z Dumą Katalonii. Niedzielne El Clasico było ostatnim, w którym fani mogli podziwiać Andresa. Łącznie w spotkaniach z Królewskimi Mały Magik wystąpił 38 razy.
Teraz czas na kolejny rozdział w życiu tego niesamowitego piłkarza. Jak się jednak okazuje, wcale nie jest łatwo podjąć decyzję na temat przyszłości. Pierwszym celem przeprowadzki miały być Chiny. Chongqing Lifan – to miała być nowa drużyna hiszpańskiego geniusza. W tym zespole Iniesta miał zarobić przez trzy lata aż 81 milionów euro. Prawdziwa bajka!
Wczoraj jednak okazało się, że z wyjazdu do Chin nic nie wyszło. A zatem pojawiła się kolejna plotka. Tym razem Iniesta leci do Japonii! Tutaj miałby grać w teamie Vissel Kobe, czyli 10. drużynie obecnego sezonu J-League. Płaca odrobinę gorsza, bo tylko 25 baniek za sezon, ale to i tak dalej fantastyczna sumka.
No i co? I znowu lipa. Rzecznik klubu Vissel Kobe był bardzo zaskoczony informacjami o pozyskaniu reprezentanta Hiszpanii. Przyznał, iż nie może komentować sprawy, gdyż nic nie wie o żadnych negocjacjach. A więc zabawa trwa dalej.
To gdzie teraz wyląduje Iniesta? Może Emiraty Arabskie lub Katar? W Al-Sadd jest jego przyjaciel Xavi. Ależ to byłby duet. Tutaj wszystko jest ciągle możliwe.